Friday, October 19, 2012

Przedślubna gorączka urodowa #5 - BB cream's


Od kilkunastu miesięcy internet wrzy od sprzecznych opinii nad istniejącymi wprawdzie już od dość dawna obiecującymi spektakularne efekty BB kremami. Osobiście nigdy w życiu nie używałam podkładu- moja cera nie znosi sztywnej, najczęściej wysuszającej masy nałożonej na nią. Nic nie dawały również rozcieńczania podkładów ekstra tłustymi kremami- po takim zabiegu mogłam zrywać z siebie skórę jak jaszczurka. Jako jedyny uznanie znalazł krem koloryzujący z OLAY, który używałam zimą. 

Zbliżał się jednak termin ślubu, a, ponieważ, makijaż stwierdziłam że wykonam sobie sama, to narastały obawy przed niemożliwością zakrycia ewentualnych przykrych niespodzianek i wyrównania kolorytu skóry aż... zaczęłam studiować wątki poświęcone kremom BB. Okazało się, że dość łatwo można znaleźć krem o treściwej konsystencji, który posłuży bazą pod makijaż i zakryje niedoskonałości. Nie może jednak on zawierać zbyt dużego filtru, bo uzyskamy efekt świecącej się lampy. Makijaż ślubny to w dużym stopniu również makijaż fotograficzny - więc musimy pogodzić się z pewną warstwą (widoczną lub mniej zauważalną) "tapety" na swojej twarzy ;DD.

Chcąc uzyskać jak najbardziej naturalny efekt zdecydowałam się na użycie bazy- która zdziałała cuda i do tej pory nie mogę w to uwierzyć, ponieważ zrobiła mi tzw dolly face - piękną cerę bez rozszerzonych porów   i innych niedoskonałości. Zdecydowałam się również na użycie właśnie BB kremu. Musiałam wybrać pośród kilku w tej chwili przeze mnie posiadanych:

Lioele Water Drop
bardzo lekki krem , wytwarzający kropelki wody- :) ma beżowy odcień i słaby stopień krycia. Filtr 27/ PA++ też nie robi latarni z buźki :D Mam jedne ale: zawiera delikatne drobinki, które i wyglądają niewinnie w świeży zimowy wieczór(krem jest również dla posiadaczek raczej jasnej karnacji), ale absolutnie nie wchodzący w grę, w moim przypadku, na ślubie. Okazał się również za słaby, żeby utrzymać nawilżenie mojej odwodnionej cery nawet przez kilka godzin ;( choć na jesień sprawdza się już dużo lepiej.

SKIN FOOD Aloe Sun#1
mały słodziak o bardzo bogatej konsystencji, wystarczającym dla mnie kryciu i niesamowitym nawilżeniu. Niestety jeśli w zimę tylko wybiela mi cerę, co mi raczej nie przeszkadza, to w lecie wygląda na mojej twarzy jak biała maska, która nie jest w stanie się wtopić nawet o jeden odcień.

Lioele Dollish #2
krem przeznaczony do cery naczynkowej, po wyciśnięciu z tubki ma zielony kolor, który wtapia się do beżowego odcienia średniej karnacji. Posiada filtr 25/PA++ i bazę, która niesamowicie wyrównuje nie tylko koloryt, a nawet drobne blizny i inne niedoskonałości cery. Krem jest dość topornej konsystencji i przy ostrej krytyce jednak tworzy efekt delikatnej maski o ładnym matowym wykończeniu. Nie wysusza, nie ściera się- idealnie wygląda na zdjęciach.

SKIN FOOD Mushroom Multi Care BB Cream #2
niesamowicie treściwy krem o  łososiowej tonacji kolorystycznej. Nadaje skórze zdrowy wygląd z delikatnym efektem "glow". Uwielbiam go na co dzień z dodatkiem Cenzane BB crem (typowy żóltek-niestety zbyt toporny dla mnie). Dobrze się wtapia i niesamowicie nawilża, naprawiając wręcz suche skórki i inne potworki na mojej twarzy. Dobrze wygląda na zdjęciach, ale nie jest to efekt pożądanego makijażu fotograficznego.



Zwyciężcą okazał się być Lioele Dollish, który był w stanie się w miarę dopasować do mojej opalonej twarzy, która ma zdecydowanie żółtą tonację. Dobrze współpracuje z innymi kosmetykami przeróżnych firm. Nie błyszczy się, co ważne dla aparatu/kamery. Długo się utrzymuje bez żadnej poprawki i daje efekt idealnej cery z okładki czasopisma ::DD


With love, Ajriss ;*


No comments:

Post a Comment